Vivat Kapusta!
Ostatnio mój smak powędrował w kierunku kapusty i w związku z tym, postanowiłam zrobić gołąbki, ale nie takie tradycyjne, gdzie trzeba wysilać się manualnie przy rolowaniu farszu w liściach. Raczej były to gołąbki, które „zderzyły się” z brytfanną, a rezultat tej kulinarnej kraksy zobaczycie w następnym wpisie.
Wracając jednak do kapusty.
Mam taki rodzaj obsesji w swojej kuchennej pasji, że lubię wiedzieć co jem, i to w możliwie najszerszym spektrum. A zatem, skąd dany produkt pochodzi, gdzie się go uprawia, jakie ma właściwości, jak wpływa na nasz organizm itd. Itp. I bywa, że niejednokrotnie pospolitość wprawia mnie w osłupienie!? Tym razem była to kapusta – całe szczęście! Ale powiedzcie sami, ile razy zaskoczył was jakiś „burak”?
Kapuściany łeb i jego wielka witaminowa „głąbia”
Kapusta jak się okazuje, to istna kopalnia witamin i minerałów. Ma tyle fantastycznych właściwości, że sama nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że mimo swojej niskokaloryczności (na 100g – 40kcal) zawiera niewspółmiernie dużo witamin i minerałów. I tak, zawartość witaminy C w kapuście jest porównywalna do tej występującej w cytrynie. Jeszcze więcej kryje się jej w kapuścianym głąbie. A jeśli weźmiemy pod lupę kiszoną kapustę, to zawartość witaminy C dodatkowo nam wzrośnie, ponieważ bakterie wywołujące fermentację pobudzają wytwarzanie kwasu askorbinowego. Skoro jesteśmy już w wątku kiszonej kapusty, to nie można przemilczeć obecności jeszcze jednego WAŻNEGO produktu procesu fermentacji, jakim jest kwas mlekowy. To właśnie on pomaga usunąć z organizmu bakterie gnilne zalegające w układzie pokarmowym, a przy okazji wspomaga zasiedlanie jelit bakteriami o dobroczynnym wpływie.
I tu aż się prosi mała dygresja. Otóż, kiszona kapusta, to taki żeglarski obieżyświat znany od XVII wieku. Była stałym ładunkiem na statkach, jej spożywanie chroniło załogę przed szkorbutem, odmrożeniami i poprawiało system odpornościowy. W moim przekonaniu, stanowiła odpowiednik współczesnej podręcznej apteczki.
Oprócz wspomnianej witaminy C, kapusta ma cały komplet witamin z grupy B, sporo witaminy A, trochę witamin E, K i rutyny. Spośród minerałów warto wymienić wapń, magnez, potas, żelazo. To ostanie wraz z kwasem foliowym występuje w znacznych ilościach w zewnętrznych zielonych liściach. Dlatego nie należy ich wyrzucać, mimo że dostarczają raczej średnich wrażeń estetycznych.
Kapusta biała, kontra czerwona
W zasadzie pojedynek wygrywa czerwona, ponieważ zawiera antocjany, (odpowiadają za jej barwę), które mają właściwości przeciwutleniające. Razem z witaminami E, C i beta-karotenem zmniejszają ryzyko występowania zmian miażdżycowych i rozwoju nowotworów. Do tego kapusta czerwona ma nico przyjemniejszy aromat niż biała.
Kapusta i jej lecznicze właściwości
Wymienię tylko parę zastosowań, tych szczególnie mi bliskich. Dla zainteresowanych zostawiam całą internetową przestrzeń, która aż kipi od wszelakich kapuścianych porad.
Mnie szczególnie zainteresowały okłady z kapusty:
- które mają działanie uśmierzające ból w stawach dotkniętych artretyzmem i nie tylko (liście na ciepło)
- podobno sprawdzają się również w przypadku zwichnięć.
Natknęłam się również z koncepcją okładów kosmetycznych:
- w związku z tym, że liście kapusty są bogate w siarkę, to około 30 minutowy okład na twarz poprawia kondycję skóry (oczyszcza, regeneruje, a także poprawia ukrwienie).
Pozytywnie zaskoczył mnie sok z kapusty:
- doskonały na wątrobę, cukrzycę i choroby wrzodowe.
Jestem fanem kapuścianych głąbów i pustych głów!
Po przeczytaniu wielu informacji na temat kapusty, mogłabym otworzyć jej fanklub. Naprawdę, niewiele jest warzyw, które mają nam aż tyle do zaoferowania, za tak niską cenę i całoroczną dostępność. Jedzmy ją tak często, jak tylko się da i niech nam wszystkim wyjdzie na zdrowie!