Szukaj
Close this search box.

U mnie jaja sprzedają się na pniu…

świeże wiejskie jaja

Jaja i ich krótka historia

Wczorajszy i dzisiejszy dzień obfituje w wizyty znajomych i przyjaciół, którzy zaopatrują się u mnie w świeże wiejskie jaja, od bodaj najszczęśliwszych kur na świecie (czytaj MOICH). Z autopsji wiem, że jeśli raz spróbujesz jaja pochodzącego od kury żyjącej na wolnym wybiegu, pełnym trawy, ziół, drobnych robaczków, to ten smak pozostawi w Tobie tak silny marker, że ilekroć znajdziesz sposobność, by kupić takie jaka, zrobisz to bez wahania.

wiejskie jaja

W smaku wiejskiego jaja zakochałam się natychmiast po przeprowadzeniu się na wieś. I jak każda miłość, tak i ta dopadła mnie zupełnie znienacka. A wszystko, to za sprawą dystansu, jaki musiałabym pokonać do jedynego wiejskiego sklepu, i widma jego zamknięcia nim tam dotrę. Zdecydowanie bliżej było mi podejść do sąsiadki, która posiadała stadko kur.

Różnica w jakości przygotowanej potrawy na bazie zasobów jej kurnika była tak ogromna, że od tamtego dnia postanowiłam, że już nigdy nie kupię sklepowego jaja. I tak też się stało. A dzięki odwiedzinom starszej Pani nawiązałam pierwszą relację sąsiedzką i handlową, w nowym miejscu zamieszkania. Jednak jej przebieg z czasem okazał się bardzo burzliwy i ostatecznie zakończył się katastrofą zarówno na jednej, jak i na drugiej płaszczyźnie. A wszystko to, za sprawą koguta Koralika i ignorancji mojej „matuzalem zza płotu” w kwestiach ekonomicznych.

Ale zacznijmy od początku.

Zakupy u Pani Zofii robiłam regularnie raz w tygodniu. Każda transakcja okraszana była wymianą poglądów na tematy ogólne, czyli pogoda, oraz tematy szczególne, czyli skąd jestem, co ja tu robię itd. itp. Następnie, grzecznie płaciłam za towar i wracałam na swoje podwórko. Schemat zakupów nie zmieniał się…ale zaczęła zmieniać się cena, i to dosyć dynamicznie. Z początkowych 0,8 zł za sztukę doszłyśmy w kilka tygodni do 1,5 zł. Przestało mi się to podobać, tym bardziej, że ilość kupowanych przeze mnie jaj sięgała wielkości hurtowych, ponieważ w produkty Pani Zofii zaopatrywałam również moich bliskich. Dodatkowo sprawę zaczął komplikować mój kogut Koralik.

Przywiozła go do mnie koleżanka, bo jak stwierdziła, nigdzie indziej nie będzie mu tak dobrze jak tu. Zwłaszcza, że u niej w obejściu dochodziło już do kogucich walk, a że Koralik był raczej spokojnego usposobienia, to dostawał wieczny łomot. Z litości przygarnęłam biedaka. Ale wierzcie mi życie samotnego koguta, jest chyba gorsze niż niejedna przegrana bójka.

Coś trzeba było zaradzić… czyli należało Koralikowi kupić harem. Zaraz następnego dnia pojawiło się pięć ślicznych młodych kurek. Jednak Koralik wcale nie był nimi zainteresowany, mimo, że wybrane zostały same rasowe „dziewczyny”. Jego wyłącznie pociągały kury mojej sąsiadki, i gdy tylko ktoś zostawił uchyloną bramę, on wymykał się na podryw. Oczywiście proceder nie mógł przejść niezauważony przez sokole oko moich sąsiadów. Za każdym razem, było mi to wypominane, a lament przy kupnie jajek stawał się nie do zniesienia. Nie bardzo wiedziałam dlaczego Koralik mi to robi?

Dopiero po głębokiej analizie doszłam do wniosku, że Koralik preferuje dojrzałe, a nie podlotki. Znów trzeba było udać się na targ po kolejną turę kur. Tym razem zostały kupione, takie które noszą jajka, bo to jest wyznacznikiem kurzej dorosłości. Rzeczywiście, po przybyciu nowych kur, sexeskapady Koralika zakończyły się definitywnie. Z kolei ja, uwolniłam się od tłumaczenia się dlaczego nie chcę już kupować jaj po wygórowanej cenie. Mam pewne podejrzenia, że doliczano mi opłatę za szkody moralne z tyt. Koralikowego gwałtu na cudzym podwórku. Ale mniejsza oto…

Kogut Franek i jego harem

Tak teraz sobie myślę nad tą historią i mam pewną konkluzję.

Otóż, zupełnie przypadkiem, na łamach tego bloga rozwikłałam najtrudniejszą zagadkę świata „co było pierwsze? Jajko, czy kura?” Wy też teraz to wiecie! Zdecydowanie JAJKO!

 

Udostępnij

6 Responses

  1. Super Dorota! A smaczność i jakość jajek od Ciebie tzn od Twoich kur?osobiście potwierdzam!!!! Najbardziej zawsze lubiłam jak je wołałaś a one w pełnym pędzie wybiegały zza zakrętu. Nie napisałaś ze to są kurki tresowane i przybiegają na zawołanie. Mądrale!!!!
    Super blog!

    1. Misiu, dziękuję za wsparcie! Powiem Ci, że nie Ty jedna lubisz ten moment, kiedy one na zawołanie zlatują się z każdej strony. Mnie to chyba nigdy się nie znudzi! I zawsze sprawia taką samą radochę.

  2. Super Dorotka!
    Będziesz moją ulubioną blogerką 🙂
    I z przepisów też pewnie skorzystam a jajek prosto od kury bardzo mi brakuje!
    Powodzenia!

    1. Bardzo się cieszę, że włączysz mój blog w poczet ulubionych. A co do przepisów, to myślę, że znajdziesz tutaj coś dla siebie.
      Pozdawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *